Wywiad z neurobiologiem prof. Krzysztofem Turlejskim

W niedawnym wywiadzie z PAP prof. Turlejski kierownik pracowni Neurobiologii Rozwoju i Ewolucji Instytutu Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego w Warszawie poruszył kilka ciekawych zagadnień dotyczących samoświadomości, wypowiadając kilka jeszcze bardziej interesujących wniosków zgodnych z tymi do jakich doszedłem w swojej teorii ewolucji świadomości i samopoznania. Wywiad z profesorem znajduje się tutaj: http://wiadomosci.wp.pl/kat,18032,title,Prof-Krzysztof-Turlejski-samoswiadomosc-nie-powstala-przez-przypadek,wid,15767883,wiadomosc.html?ticaid=1111e3#czytajdalej

Wprowadzenie do tekstu mówi „Samoświadomość u człowieka, szympansów, delfinów czy słoni została ukształtowana różnymi drogami przez ewolucję. Było to potrzebne m.in. po to, by osobnik lepiej rozumiał swoje miejsce w grupie.” Od razu dokonane zostaje wyróżnienie na typ świadomości przytomnej, zdolnej do aktywności w codzienny sposób i typ świadomości tworzącej model sytuacji, dokonującej świadomego namysłu, tworzenia koncepcji. Autor wskazuje przy tym, że w przypadku myślenia tworzącego modele możemy dostrzec wyraźne różnice u zwierząt, gdzie pewne podejmują namysł, a pewne reagują w sposób instynktowny. Podobnie takie „fazy” umysłu możemy dostrzec u człowieka, na co prof. Turlejski zwraca uwagę mówiąc, że samoświadomość staje się wyraźną cechą ludzi od około drugiego roku życia. Podmiot zaczyna odrywać namysł od doświadczenia, świadomym będąc swojego wyróżnienia cielesnego w środowisku materialnym.

O tak wyżej wykształconej świadomości i samoświadomości obok człowieka, szympansa, słona, czy delfina mówimy także w przypadku choćby kruka, wrony, papug. W innych doświadczeniach przejawiły ją różne gatunki małp, ale nie wszystkie, gołębie i inne. Wiele było przykładów wyuczenia czynności wskazującego na samoświadomość zwierzęcia. Możemy mówić o różnym stopniu samoświadomości u wszystkich zwierząt, bo one zawsze odnoszą swoje doświadczenie do siebie, bo siebie postrzegają w istnieniu wobec niego. Samoświadomość jest zakładana przez możliwość doświadczenia, choćby samoświadomość znana podświadomie.

Świadomość, o której mowa, poszukiwana wśród zwierzą dotyczy zdolności świadczącej o istnieniu świadomego namysłu w wyniku, którego zwierzę tworzy coś nowego, łączy doświadczenie jakie jest mu dane z celem jaki chce osiągnąć, często przy pomocy elementu, który od razu nie występuje. Prof. Turlejski mówi o tym tak: (Zwierzęta) „potrafią tworzyć coś, co w nauce nazwalibyśmy hipotezą – przewidywaniem tego, co zrobi inny osobnik, jak ukształtować środowisko, żeby coś osiągnąć. Np. wrony kaledońskie czy nasze gawrony uczą się (same) dziobem zaginać druciki w haczyk, żeby wyciągnąć z głębokiej plastikowej rurki pojemnik z pokarmem.” Aby coś takiego uczynić muszą swobodnie uczyć się przekształcania środowiska na swój sposób, według swoich zdolności poznawczych. Posiadają świadomość pozwalającą na wyobrażenie sobie istniejącego stanu i działania wcześniej nieistniejącego, które pozostaje w realnym związku z doświadczeniem, faktycznie może coś zmienić. Wyobrażają sobie proces kreowania jakiegoś zdarzenia na tyle zgodnie z doświadczeniem, że odzwierciedlają to w zdolności choćby wygięcia drutu w haczyk i uzyskania czegoś więcej tą drogą.

Test „kropki na czole” stał się już standardowym narzędziem badawczym służącym do stwierdzenia poziomu uświadomienia samoświadomości u różnych organizmów. W nauce ostrożnie mówi się na ten temat, wnioski są takie, że samoświadomość przypisuje się tylko tym organizmom, które przechodzą ten test, polegający na odniesieniu się organizmu żywego do namalowanej na jego czole kropi, którą spostrzega w lustrze. Osobnik odkrywający swoją obecność w lustrze, nie inne zwierzę, zajmuje się sobą i kropką, zdaje sobie sprawę, że ona jest na jego czole, nie kogoś, np. osobnika z innej grupy stojącego przed nim. U człowieka dzieci od drugiego roku życia zaczynają przechodzić ten test, do tej pory przeszło go wiele różnych gatunków zwierząt, ale nie wszystkie.

W tym miejscu nasuwa się wyjaśnienie, dlaczego tak się dzieje. Nowatorskie spojrzenie na podmiotowość, czyli tę samoświadomość jaką jest każdy żywy organizm, jako umysł w ciele. Wyjaśnienie, które mówi o stopniowalnej ewolucji świadomości. Odkrycie siebie poprzez choćby tę kropkę na czole jest rezultatem przejścia umysłu (podmiotu) na wyższy stopień ewolucji, bo wyższym myśleniem jest takie, które świadomie odkrywa własną obecność w całym doświadczanym otoczeniu. Wcześniej zanim do niego dochodzi podmiot czuje się stopiony ze wszystkim, co istnieje, znajduje się w stanie „rozmytej integracji” ze swoim doświadczeniem, bo nie wyróżnia świadomie siebie, co dopiero wynosi go ponad doświadczenie. Stąd w tym wcześniejszym okresie ewolucji świadomości i myślenia jego reakcje są uproszczone i instynktowne, bezpośrednio i prosto reaguje na dochodzące bodźce. Nie odrywając się od otoczenia, nie dokonuje nad nim świadomego namysłu, tworząc inny model niż ten, który wynika z prostego instynktu.

Wyniesienie siebie nad doświadczenie, o którym świadczy świadomość siebie odkrywana w kropce na czole, wyraźnie wskazuje, że podmiot odkrył, iż jego istnienie jest „buforowane” względem świata zmysłowego. Bufor to jego namysł, w którym z własnej woli, w oderwaniu od zdarzenia, samodzielnie dokonuje przekształcenia możliwej reakcji na bodziec. Przekracza instynkt na rzecz rozumu, eksploruje przy tym własną mentalność, samoświadomą płaszczyznę myślenia, która jest podstawą tworzenia abstrakcyjnych modeli myślowych. Bowiem fakt, iż posiada się samoświadomość, to fakt odkrycia innej płaszczyzny własnego istnienia w stosunku do jedynej dotychczas świadomie znanej płaszczyzny – instynktownej zmysłowości. Na bazie tej zasadniczej wiedzy o samoświadomości wiadomym jest dla podmiotu, że potrafi znaleźć odniesienie do doświadczenia w myśleniu, wcześniej tego nie wie w sposób świadomy, od razu „wtapia się” w doświadczenie.

W mojej teorii ewolucji świadomości zaakcentowane jest doświadczenie, w którym dochodzi do ewolucyjnego przejścia pomiędzy tymi typami podmiotowości. Gdzie podmiot prymitywniejszy nazywany tam prerefleksyjnym, utożsamiający siebie z doświadczeniem w sposób przedrefleksyjny działa na nie instynktownie, wyróżnia – w wąskim sensie – tylko bodźce i w rezultacie własne reakcje. Nie wyróżnia w sposób świadomy siebie, choć takie refleksje się zdarzają, co jest „napędem ewolucyjnym”. Proces poznawczy prowadzi podmiot przez szereg takich doświadczeń do doświadczenia szczytu, które występuje, bo wiedza o istnieniu pewnej różnicy pomiędzy nim – mentalną podmiotowością, a doświadczeniem zmysłowym istnieje. Nim dojdzie do rozpoznania po raz pierwszy w sposób bezpośredni i świadomy różnicy pomiędzy mentalnością podmiotu, a zmysłowością, podmiot rozwija proces, w którym doświadczenie, zawsze zawierające taką treść rozbudza stopniowo jego świadomość. Ten czynnik rozbudzanej świadomości (na temat konkretnego wątku poznawczego) doprowadza do doświadczenia szczytu, w którym świadomie obejrzana zostaje różność zdarzeń umysłu i zdarzeń w zmysłowym świecie, wyróżniona zostaje własna samoświadomość. To zdarzenie jest cechą ewolucyjną, wykształconą przez umysł w jego ogólnym procesie poznawania siebie, najpierw przy pomocy zmysłów, na późniejszym etapie poznanie przechodzi zdecydowanie na płaszczyznę mentalną.

Na pytanie o celowość lub przypadkowość występowania postrzeżenia własnej samoświadomości prof. Turlejski odpowiada: „świadczyć to (uświadomienie samoświadomości) może o tym, że nie jest to anomalia ewolucyjna, która raz wyniknęła i nie ma specjalnego znaczenia. Przy pewnym poziomie rozwoju układu nerwowego i psychiki dochodzi do zrozumienia, czym jest własne ja w opozycji do świata zewnętrznego. Są już nie tylko wrodzone i wyuczone reakcje na świat zewnętrzny, ale i zrozumienie, czym jestem ja i czego oczekuję od świata.” Wygląda na to, że samoświadomość wynikła w sposób celowy i oczywisty w toku ewolucji, jako składnik konieczny istnienia twórczej mentalności. Twórczej już na poziomie instynktownym, bowiem odkrycie siebie świadomie wynika w sposób konieczne z faktu istnienia naprawdę, istnieje się tu przed okryciem, że się istnieje. Ale na pytanie o cel ewolucji prof. Turlejski zdradza niepewność mówiąc, że ewolucja wydaje się bezcelowa, mówi: „uważa się, że ewolucja nie ma celu. Jest interakcją zmieniających się organizmów ze zmiennym środowiskiem. W tym sensie, ani organizmy żywe, ani świadomość nie mają celu, ale powodują skutki.” Mamy, więc nie znać celu owych powodowanych sobą skutków.

Spróbować można wykazać, że wszystko tu działa według pewnego wzorca. Samoświadomość odkrywana jest zawsze tak samo, przez spostrzeżenie siebie świadomie, nie przez wszystkich naraz, bo pewne organizmy są na etapie prerefleksyjnym, są instynktem wtopione w doświadczenie. Pewna część wyraźnie przejawia zdolność świadomego odnoszenia się do siebie być może z powodu takiej, jaką ma cielesności, prof. Turlejski zwraca uwagę na ważny fakt stopnia rozwoju mózgu. Samoświadomymi, przynajmniej jest to rozpoznawalne, są najczęściej te organizmy, których mózgi są duże i rozwinięte, szczególnie dotyczy to przedniej części mózgu. Ale odróżnienie siebie od przedmiotowego świata jest rezultatem rozwoju myślenia, etap prerefleksyjny (instynktu) i prorefleksyjny (namysłu) występują wszędzie w tej samej kolejności. Wyrażają stadia, w jakich znajduje się umysł względem siebie. Mózg pełni tu rolę przekaźnika o różnie rozwiniętej strukturze, bo stwierdzamy siebie ponadzmysłowo, używamy do tego tylko siebie – świadomość, bez zmysłów.

Samoświadomość jest także do założenia u tych prostszych organizmów, raz z powodu ich przechodzenia w stadium uświadomienia sobie faktu własnego istnienia, co widać u nas i wszystkich zwierząt wyrażających swoim zachowaniem samoświadomość, także w przypadku wyuczenia jakiejś czynności przez zwierzę. Dwa z tego powodu, że aby mogło dla kogoś, jakiegoś organizmu istnieć coś, musi ten organizm istnieć najpierw. To, bowiem warunkuje fakt spostrzegania, że coś, jako doświadczenie istnieje wobec niego, gdy on w sposób rudymentarny wie o swoim istnieniu. Samoświadomość to cecha fundamentalna umysłu, odkrywana jedynie w kolei doświadczeń i rozwoju bardziej. Ewolucja ma taką postać, że umysł wyrasta do wyższej wiedzy z dotychczas wyższej niewiedzy. Świadomość najpierw istnieje, ale jest podświadoma własnego istnienia, aby przejść w stan świadomej wiedzy o sobie i świecie zmysłowym, jako swoich przedmiotach poznania.

Dlatego mówiąc o celowości ewolucji należy zwrócić uwagę na ten i następne fakty. W toku ewolucji świadomości nasza samoświadomość jako zdolność odkrywana jest wciąż wyraźniej, projektując wyższe stadia świadomości – umysłu. O ile prof. Turlejski wskazał na wyróżnione typy, stadia samoświadomości, najpierw instynktowną, przedrefleksyjnie wtopioną w świat, po niej z wyróżnioną własną świadomością, można wskazać na więcej następujących dalej typów świadomości. Występuje przy tym pewien szczególny fakt. Najwyższy poziom uświadomienia samoświadomości, który jest opisywany posiada pewną cechę, którą uzmysławia test z kropką, cechę trochę pomijaną, a ważną, wskazującą na wyższe etapy ewolucji myślenia. W teście tym podmiot odkrywa swoją świadomość i przez nią istnienie, jednak silnie utożsamiane ze swoim ciałem. Kropka jest na czole, ciele, spostrzeżenie jej prowadzi do (dopiero pierwotnego) wniosku o swoim istnieniu: „ja jestem tym ciałem z kropką”. Przez spostrzeżenie jej na sobie i nawet dotknięcie się w czoło, namacalnie potwierdzana jest tożsamość siebie z odbiciem w lustrze.

Tu drzemie jeszcze wyższy typ świadomości dobrze już znany, wyraźnie zarysowany w historii przez Kartezjusza w słowach cogito ergo sum, które uzmysławia nam, że ta nasza samoświadomość jest ponad cielesnością. Bowiem akt samoświadomość to zdarzenie o charakterze czysto mentalnym. Cogito dlatego było wydarzeniem historyczny w filozofii, że Kartezjusz odkrył siebie w ponadzmysłowym odróżnieniu, kiedy metodycznie zwątpił we wszystko, w tym własne ciało i odkrył, że jest samą samoświadomością, istnienie zdołał osadzić tylko na myśleniu siebie. Zderzenie własnej świadomości z sobą ponad ciałem, to właśnie wyższy typ ewolucyjny odkrywający potencjalną tożsamość ze sobą jako tylko mentalnością, poza doświadczeniem zmysłowym. Ten typ nazwałem za psychologią fenomenologiczną Sartrea typem refleksyjnym, czyli takim, który dokonał świadomego odkrycia swojej płaszczyzny mentalnej w abstrakcji. Płaszczyzny istnienia na podstawie samoświadomości, po tym jak wcześniej odkryta jest prostsza samoświadomość utożsamiana z ciałem, a wcześniej względem nich jest przedrefleksyjny instynkt.

Wspomniałem o jeszcze wyższym typie wyrażającym już wyraźnie celowości ewolucji. Na wyższym etapie dochodzi do rodzaju poznawczego wypełnienia podmiotu, stąd celowość staje się widoczna. Z dotychczasowych wyjaśnień wiemy, że w ewolucji dominuje, co najmniej jeden czynnik, cel, którym jest wzmaganie się i wzrost świadomości przez postrzeganie siebie. Świadomość z każdym ewolucyjnym krokiem wie o sobie więcej. Zatem to, co robi ten fenomen istnienia, to poznawanie siebie od instynktowności, przez refleksję nad doświadczeniem zmysłowym możliwą dzięki zasadniczemu spostrzeżeniu, iż jest się (samoświadomym). Przez następnie cogito, oderwanie mentalnie od doświadczenia i świadome spostrzeżenie siebie jako mentalności, rozpoznana zostaje pierwotniejsza płaszczyzna istnienia względem zmysłowej. Następnie dalsza eksploracja własnej świadomości, coraz czytelniej uzmysławiająca samoświadomość, jako najbardziej tożsamą i najbliższą płaszczyznę istnienia, bliższą niż cielesność.

Uwidacznia się tu już cel, jakim jest wzmaganie się świadomości i jej wciąż wyże wkraczanie ponad stan obecny, w stan nadobecności świadomości, na tym bazuje samoświadomość. Na etapie cogito do odpowiedzi na pytanie o siebie-samoświadomość podmiot dochodzi na drodze postrzegania siebie, jak zawsze, ale z przekroczeniem doświadczenia zmysłowego, w tym sensie, że próby poznania i „zdefiniowania” siebie przebiegają w abstrakcyjnym namyśle, postrzegania siebie jako mentalności. Wcześniejszy typ świadomości prorefleksyjny, który przeszedł test na kropkę na czole, dąży jeszcze do definiowania siebie przez doświadczenie zmysłowe. Po uświadomieniu samoświadomości jako płaszczyzny istnienia mentalnego, podmiot zbliża się jeszcze bliżej do źródła, z którego jego świadomość wypływa, do siebie. To celowy proces samopoznania, którego wyższe cykle wyraźnie to uwidaczniają. To jest cel ewolucji umysłu, bowiem posiada także wypełnienie, którym jest osiągnięcie samopoznania, uzmysłowienia sobie faktu, że jest się Świadomością.

Dlaczego cel ten ma wystąpić wynika z samej cechy ewolucji, że jest podejmowana próba osiągnięcia samopoznania, która na każdym kroku się uzasadnia. Zarazem przez codzienne postrzeżenia siebie uwidaczniające coś więcej na własny temat, jak i przez wskazywane tu skoki ewolucyjne myślenia. Wyższe poznanie siebie będące wyższym etapem względem cogito, to odkrycie trzech zasadniczych elementów. Poznanie, iż w zupełnym sensie Prawdą jest, że podmiot jest mentalnością i tu posiada pełną tożsamość z sobą, to tożsamość najbliższa, ciało i materia to tożsamość ulegająca relatywizmowi, nietrwała. Drugą sprawą ulegającą poznaniu jest sprawa najbardziej zasadnicza, nieprawomocnie marginalizowana. Chodzi o poznanie prawdy, iż Prawda jest najważniejsza. Waga tej wiedzy wynika z powyższego, poznanie siebie jako mentalności to jednocześnie wkroczenie na płaszczyznę istnienia, na której Prawda uzyskuje wyższą rangę. Istnieje bardziej bezpośrednio niż w świecie zjawiskowym, dotyczy bezpośrednich postrzeżeń siebie. Na płaszczyźnie mentalnej tożsamość z prawdziwymi aktami refleksji jest kluczowa, jeśli wystąpić ma także podobnie prawdziwa, bo realna koherencja ze światem zjawiskowym, orientacja i wiedza. Podmiot, aby zgodnie funkcjonować w ogóle musi utożsamiać siebie z wiedzą prawdziwą, fałsz nie umożliwia sprawnego, docelowo harmonijnego funkcjonowania i istnienia. Wraz z Prawdą kluczowa jest także Miłość, jako Prawda odnośnie posiadania odpowiedniego odniesienia do własnej wrażliwości, takiego które harmonizuje podmiot z sobą i doświadczeniem. Dlatego wreszcie tu wyłania się najwyższy cel ewolucji świadomości, poznanie siebie przez poznanie Absolutnej Świadomości. Dlaczego?

Zastanówmy się, jaki powinien być wzór świadomości, czyli Absolut, przy założeniu, że nasze świadomości rozwijają się do czegoś lepszego. Założeniu słusznym, bo wiąż lepiej chce każdy człowiek, organizm, świadomość. Na tej podstawie cel do jakiego zmierza wyraża doskonałość, wyższą niż obecna (nie)doskonałość. Na pewno w tym miejscu można wymienić Prawdę, w końcu niezależnie od tego jak łatwo przychodzi każdemu człowiekowi życie z Prawdą, dotyczącą każdego sensu i Miłością, czyli posiadaniem odpowiedniego odniesienia do wrażliwości własnej i każdego życia. Zarówno zgodne życie z Prawdą jak i Miłością wyraża znacznie lepszy stan siebie sięgający harmonii rozumu i uczuć. Pamiętać należy tutaj, że Prawda dotyczy każdego zakresu doświadczenia, to jednocześnie „tradycyjne” mówienie Prawdy, ale i znajomość reguł na jakich funkcjonuje świat, podmiot w swoim środowisku i grupie społecznej, czy Prawdy którą „karmimy się w myśleniu”.

Takim wzorem, który tu w uproszczeniu zostaje wskazany jest Absolut. Jeśli ewolucja celuje w wyższe poznanie świadomości, to osiągnięcie jej celu, poznania siebie jest osiągnięciem pewnego zupełnego stanu. Stąd pojawia się tu przesłanka do tożsamości pomiędzy podmiotem, który poznał siebie a Absolutem. Posiadają tożsamość ze sobą jako podobnie poznaną mentalnością. Kluczowe są Prawda i Miłość, na tej podstawie tożsamość ta przebiega w sposób zupełny, jednomyślności. Pojawia się tu pytanie: czy możliwym jest powiedzieć, że ktoś już osiągnął taki stan? Przesłanek z historii mamy wiele, każda główna religia osadzona jest na co najmniej jednym człowieku, który osiągnął wyższą doskonałość, ma przypisywaną Boskość. Na dalekim wschodzi gdzie mówi się o Wyzwoleniu, Oświeceniu, Nirwanie mamy wiele przykładów życia ludzi, który wyrażali ponadczasową mądrość. Wyrażali zrozumienie siebie i doświadczenia wskazujące na zgodne połączenie tendencji, jakie w nich występują w sposób nieznany wcześniejszym typom świadomości. Wszędzie dotyczy to poznania siebie mentalnie i Prawdy z Miłością. Nadto wszędzie wskazywana jest bezpośrednia i jawna tożsamość z Absolutem. Ci, którzy mówili o nadzmysłowym Wyzwoleniu mówili, że mają wgląd w Świadomość Absolutu.

Stąd przesłanka do tego, aby cel ewolucji samoświadomości lokować w istnieniu jako Absolutna Świadomość. Nadto proces rozwijania się tego Zdarzenia jest czytelny i opisywany częściowo od dawna, obejmuje wskazywane przez prof. Turlejskiego typy świadomości, te omawiane przez Sartre’a, typy badane i opisywane przez Piageta albo Wilbera. W teorii ewolucji świadomości dochodzi do jawnego wykazania jakie typy występują w szeregu po sobie, wyłaniają się z typów podstawowych. Opisany jest proces wyjaśniający jakie doświadczenia i postrzeżenia wpływają na postęp w poznawaniu siebie. Stąd wiemy już na ten temat bardzo wiele i jest to wiedza uzasadniona i ugruntowana w doświadczeniu. Obecność różnych typów świadomości u zwierząt dodatkowo uzasadnia znany przebieg procesu rozwoju u ludzi i wzbogaca nasza wiedzę na temat występowania świadomości w ogóle.

 

W poszukiwaniu pewności – cogito ergo sum i M. Krąpiec

Polski filozof Mieczysław Krąpiec w swojej książce „Ja – człowiek” omawiającej zagadnienia antropologii filozoficznej doszedł do odmiennego stanowiska względem wcześniej zaprezentowanych filozofów Alfreda Ayer’a i Davida Hume’a przy rozważaniach kartezjańskiego cogito ergo sum – samoświadomości.

Krąpiec uznaje istnienie podmiotowości wyrażającej wiedzę o swoim istnieniu przez zaimek ja. Pojmuje tak orzekającą o sobie podmiotowość substancjalnie.

„Ja” jako centrum, z którego wypływają i ku któremu są skierowane wszystkie moje czynności, jest spontaniczne uznane i nieustannie stwierdzane jako trwały podmiot tychże czynności[1]”.

W tych słowach Autor ujmuje spostrzeżenie istnienia swojej podmiotowości, do której kierowana jest wszelka działalność tejże. Aktywność podmiotu kierowana jest na niego, i z niego wypływa wszelka aktywność. Podmiot wyrażający się przez zaimek ja istnieje w sposób teraźniejszy w pojedynczym akcie cogito jak i w każdej sytuacji (doświadczalnej), w każdej dokonując aktu postrzeżenia siebie.

Stwierdza następnie: „można by próbować usunąć [ja – podmiot] jedynie przez dowodzenie oparte również na bezpośredniości doświadczenia wewnętrznego[2], jednak przy próbie dokonania tego niezaprzeczalnie wpadamy na własną świadomość, tak myśląc siebie. Spostrzegamy własne istnienie wyrażane przez ja.

Ponadto jak wypowiada dalej, próba obalenia podmiotowości wykraczająca poza doświadczenie bezpośrednie, przez konstrukcję systemową także skazana jest na niepowodzenie, przez włączenie w taki system doświadczeń zmysłowych. Możliwość postrzegania takich doświadczeń istnieje, bo przed nim występuje podmiot, który może doświadczać – istnieje ja, wyrażając to w następujących słowach: „ tymczasem nie jest możliwe zanegowanie pierwotnego doświadczenia „ja” jako wspówystępującego we wszystkich świadomych przeżyciach psychicznych, gdyż jest to coś, co w naszym życiu psychicznym jawi się jako pierwotne i co zarazem jest ogólnie uznane za warunek wstępny życia psychicznego i świadomego[3] umożliwiającego doświadczanie.

Jeśli bowiem ktoś nie ma „świadomości siebie”, jeśli ktoś nie jest compos sui – nie jest w ogóle uznany za człowieka spełniającego świadomie swój czyn i jest nawet w postępowaniu prawno – sądowym uznany za nieodpowiedzialnego. Być więc „świadomym siebie” uchodzi za wstępny etap normalnego psychicznego życia człowieka[4].

Uzupełnia ten fragment utożsamieniem samoświadomości ze stwierdzeniem ja przez podmiot: „Między „świadomością siebie” a stwierdzeniem faktycznego istnienia „ja” jako podmiotu nie ma właściwie różnicy. „Świadomość siebie”, czyli samowiedza, jest przecież niczym innym jak poznaniem „ja”[5].

Natomiast okrężną drogą – systemową można udowodnić istnienie podmiotu wyrażającego się poprzez ja: „Wychodząc, bowiem z faktu istnienia czynności somatyczno – psychicznych w człowieku, trzeba je ostatecznie wyjaśnić. Albo więc tego rodzaju czynności „moje” są bytami samoistniejącymi (nie są zapodmiotowione, lecz są bytowo samodzielne i autonomiczne), albo są to byty niesamodzielne, byty zapodmiotowione, istniejące ostatecznie istnieniem podmiotu. Jedynie druga alternatywa jest do przyjęcia, a mianowicie: czynności uznane jako „moje” nie są bytami samodzielnie istniejącymi, ale są tylko emanatami  „ja”, czyli są bytami wskazującymi na podmiot, ich istnienie bez samoistniejącego podmiotu byłoby sprzeczne[6].

Jeśli ktoś starałby się przyjąć inaczej, postulowałby istnienie „prądu świadomości”, w którym poszczególne akty świadomości tworzą jako szereg taki „prąd”, bo z poszczególnych, następujących po sobie postrzeżeń on tworzy się. Wszystkie je należałoby przyjąć jako autonomiczne byty, były by samodzielnymi względem siebie substancjami[7].

To, co nazywa się „być człowiekiem”, byłoby […] tylko jakąś przypadkową własnością, w której zbiegają się same z siebie różne i niezależne akty jako samodzielnie istniejące. Każdy […] byłby oddzielnym bytem. Znikłby jeden istotnie ludzki byt. I tyle byłoby podmiotów i oddzielnych bytów, ile jest oddzielnych aktów świadomości i aktów psychosomatycznych człowieka[8].

Czytelnik, który uważnie przeczytał część wcześniejszą o D. Hume[9] może sobie przypomnieć, że szkocki filozof postulował istnienie podmiotowości w poszczególnych postrzeżeniach, w wielości; nie ponad nimi jako podmiocie obdarzonym świadomością, który centralizuje wszystkie swoje akty postrzeżeń w jednej obecności jaką jest. Gdyby było tak jak mówił Hume, nie bylibyśmy w stanie w każdej kolejnej sekundzie odnaleźć tożsamości z sobą, postrzegać się jako wciąż ten sam podmiot. Raczej wciąż budzilibyśmy się w nowej, nie tożsamej z poprzednią odsłonie. Stwierdza to zresztą polski filozof: „[…] gdyby przyjąć twierdzenie o autonomii i bezpodmiotowości ludzkich aktów […] należałoby nie uznawać jednostki jako odpowiedzialnej za swoje czyny; trzebaby zanegować jednostkę jako podmiot prawa i jako członka społeczności[10] – nie byłoby społeczności.

Przekonując do pierwotności i substancjalności podmiotu spostrzegającego swoje istnienie przez świadomość (istnienia) wskazuje, że wszystko to, co „moje” posiada jakieś cechy, jest „ucechowione”: „natomiast stwierdzenie „ja jestem” nie przedstawia żadnego określonego pojęcia, żadnej zdeterminowanej kwalifikacji, żadnej określonej wiązki cech, lecz jest pierwotnym, „czystym” stwierdzeniem własnej egzystencji autonomicznej, niezaprzedmiotowionej w innych „rzeczach-przedmiotach”. To wszystko, co jawi się „we mnie” jako „rzecz-przedmiot”, jest osadzone na „ja”, którego autentyczność samoistnienia bezpośrednio stwierdzamy w sądzie: „ja jestem”[11].

Nieco dalej także Krąpiec odnosi się do wypowiedzi Hume’a o braku podmiotu – ja, pisząc: „Zgoda! – nie ma idei „ja”, jeślibyśmy przez tę ideę rozumieli określony zespół cech. Ale „ja” stwierdzamy nie poprzez impresję i ideę, ale w sądzie egzystencjalnym: „ja jestem”  – „ja istnieję”. Wszystkie zaś ewentualne „idee” dotyczące „mnie” są ideami moich aktów psychicznych […]. Te zaś akty są tylko emanatami „samobytującego ja”. Sąd zaś „ja jestem” jest stwierdzeniem „od wewnątrz” własnego samobytowania, czyli stwierdzeniem tego, co nazywa się „substancją”[12]. Tej uwadze można nadać większą jasność – ponad tymi wszystkimi aktami (ideami, impresjami, postrzeżeniami)  istnieje postrzegająca wszystkie je łącznie świadomość, która przez zdolność postrzegania wszystkich łącznie wypowiada o nich „moje akty”.

Pierwotność istnienia podmiotowości stwierdza w jeszcze innych słowach: „Zdaniem wielu filozofów fakt świadomości własnego bytowania, stwierdzenie, że jestem compas sui, stanowi punkt wyjścia w stwierdzeniu faktu bytowania w ogóle. Gdybym nie mógł stwierdzić bytu własnego „ja” nie miałbym punktu wyjścia dla metafizyki[13]. Dodać można, że wiedza o własnym istnieniu jest najbardziej zasadnicza dla wszystkich doświadczeń zmysłowych. Aby stwierdzić, że doświadcza się choćby tego tekstu na monitorze komputera albo, aby uzyskać świadomość, iż jest się spragnionym lub cokolwiek innego, najpierw trzeba wiedzieć, że istnieje się, istnieje ten, który stwierdza, że coś występuje wobec niego lub jak pragnienie „na nim”, aby po spostrzeżeniu własnego istnienie wypowiedzieć następnie, co jest z tym istnieniem lub co występuje wobec tego ja. „„Ja”, jako […] podmiot samoistniejący, jest warunkiem sensownego poznania samego bytu” – nasza podmiotowość, samoświadomość poprzedza wszelką zmysłowość.

Kończąc swoje wnioski na temat świadomości siebie wypowiada się na temat substancjalności podmiotu, pisząc: „z analizy „ja” i tego, co „moje”, jak i ogólne filozoficzne przesłanki, jak wreszcie doświadczenie samoistnienia świadczą o tym, że owo „centrum” i podmiot wszelkich „moich” aktów samoistnieje. Jaźń więc jako podmiot jest bytem samoistnym, czyli substancją. […] W koncepcji bowiem substancji, w zastosowaniu do człowieka, wcale nie chodzi o jakieś „urzeczowienie” czy „uprzedmiotowienie” żywej ludzkiej jaźni. I o tyle model substancji jest fałszywy [model arystotelesowski krytykowany min. przez Heideggera], o ile sugeruje właśnie […] „uprzedmiotowienie” człowieka. Jest jednak w koncepcji substancji coś niezwykle wartościowego, mianowicie wyrażenie możliwości samobytowania, możliwości takiego […] bytu, który już samoistnieje, który już nie jest cechą czegoś; którego istnienie jest oryginalnym aktem, konstytuującym to coś jako byt realny, nosiciel wielu cech. Właśnie na oznaczenie realnej tożsamości bytu ludzkiego, mimo jego wielostronnej zmienności, nazywamy człowieka samoistniejącym bytem – „substancją”[14].

Człowiek to podmiot, który w akcie samoświadomości, stwierdzania własnego istnienia przez świadomość tego istnienia, albo jeszcze dokładniej, stwierdzania istnienia własnej świadomości przez spostrzeżenie tej świadomości, jest istotą i istnieniem samobytującym, samodzielnym w istnieniu. Tym samym i przez ten sposób jest substancją, ale substancją podmiotową, upodmiatawiającą się, nie substancją przedmiotową.

Kończąc można dodać, że wobec takiej koncepcji monizm materialistyczny nie potrafi sobie poradzić, nie tłumaczy przedmiotów niematerialnych, które wyjaśniają się jako samobytujące przez doświadczenie zmysłowe i mentalne.


[1] M. A. Krąpiec: Ja – człowiek. Lublin 1991, s. 126

[2] Ibidem, s. 126

[3] Ibidem, s. 126

[4] Ibidem, s 126 – 127

[5] Ibidem, s. 127

[6] Ibidem, s. 127

[7] Por. ibidem, s. 127

[8] Ibidem, s. 127

[9] https://cognitionofcognition.wordpress.com/2012/02/16/w-poszukiwaniu-pewnosci-cogito-ergo-sum-i-d-hume

[10] M. A. Krąpiec: Ja – człowiek. Lublin 1991, s. 128

[11] Ibidem, s. 128 – 129

[12] Ibidem, s. 130

[13] Ibidem, s. 130

[14] Ibidem, s. 131

Czym jest „ja”?

Tak zwane ludzkie ja można rozważać w dwojaki sposób. W jednym z nich owo ja jest czymś oczywistym i dobrym. W drugim zasadniczo także, bo świadczy o realizmie, ale zasadniczo znaczy, że nie przechodzi w skrajność. Wtedy, gdy zaczyna przechodzić, to staje się czymś niesprzyjającym zarówno dla posiadacza, postronnych ludzi i całego otoczenia, wtedy staje się ja – ego.

Pierwotnie ja należy postrzegać jako zaimek osobowy, to też jest źródłowa i najbardziej podstawowa postać ja w ludzkim myśleniu. Powstaje ono kiedy podmiot spostrzega, że jest i to, co spostrzega, że jest nim, z czym zauważa, iż posiada tożsamość, to swoje bycie nazywa ja. W takiej postaci ja może pojawiać się, po pierwsze, jako spostrzeżenie własnej obecności czyli siebie jako podmiot zintegrowany z ciałem, który postrzegając swoje istnienie zarówno umysłowe jak i cielesne nazywa siebie ja. Jednak tak pojmowane ja obejmujące także cielesność przekracza to ja, które w ogóle spostrzega, że istnieje. Tak istnieje umysł, podmiot, który stwierdzając istnienie włącza w nie cielesność, bo swoje istnienie spostrzega w ciele, choć w sposób relatywny. Inaczej bowiem spostrzegamy swoją cielesność w różnych częściach ciała, na przykład inaczej w nodze, a inaczej w głowie. Świadomość istnienia siebie jako ciała i umysłu w stosunku do istnienia tylko jako umysł uprzytamnia także okoliczność stracenia części ciała w wyniku, którego podmiot nazywający siebie ja nadal postrzega siebie w taki sam sposób, a zubożeniu ulega tylko sfera przygodna czyli cielesności. Podobnie kiedy podmiot zmienia cechy osobowe, choćby w wyniku zmiany życiowej, na przykład zmiany pracy na zupełnie inną. Także w tej sytuacji zmienia się coś przygodnego, szczególna cecha osobowa, ale poczucie siebie, tożsamości z sobą pozostaje taka sama, jest się tym samym kimś. Zatem wyższy sposób postrzegania owego ja to spostrzeżenie i słowo „ja” wykrzykiwane wtedy, kiedy świadomość (podmiot) widzi (myśli), że myśli. Spostrzega, że myśl jest nim w wyniku czego ogłasza „to ja (jestem).” W najwyższym sensie ja to sytuacja postrzeżenia własnej umysłowości jako siebie. Siebie jako myśli myślącej siebie. Wtedy to spostrzeżenie owej myśli, identyfikacja z nią, rozpoznanie siebie w niej, sprawia, że tego kto myśli ową myśl siebie, nazywa ja. Upraszczając, po prostu kiedy spostrzegamy, że myślimy siebie, to ten akt i siebie w nim nazywamy ja.

W takiej postaci ja to zaimek osobowy. Spostrzeżenie, że jest się sobą, poznanie tego faktu i ogłoszenie (wobec siebie) identyfikacji z sobą, właśnie jako „to ja.” Do istotnych zmian dochodzi w następstwie. Warto zauważyć, że świadomą identyfikację z sobą zaczynamy mieć w pierwszych latach życia wtedy ona rozwija się, wyłania się z podświadomości, ponieważ na początku życia uświadomiona jest w najniższym stopniu. Dopiero rozwijający się szereg doświadczeń – życie w coraz wyższym stopniu uświadamia, iż najbardziej bezpośrednią integrację ma się z sobą. Choć podmiot od początku życia postrzega własną podmiotowość, ja podświadomie, to od początku postrzega siebie w jedności ze wszystkim. Dlatego owe ja nie jest akcentowane jako osobny byt, ale właśnie jako znajdujący się ze wszystkim w stopieniu, myśli tak o sobie. Dopiero doświadczenia, w których podmiot nie potrafi wpłynąć na coś i wywołać oczekiwanego stanu uświadamiają mu, że owo postrzeganie siebie w jedności ze wszystkim jest inne niż zakłada od początku. Takie doświadczenia uświadamiają, że jedność wymaga czegoś więcej, wymaga inicjatywy i samodzielności, ale podmiot tą jedność interpretuje w sposób najwygodniejszy dla siebie jako brak potrzeby starania się. Sprawia to, że w jego umysłowości następuje rozłam, bo otoczenie, które postrzega jako ja i utożsamia z sobą nie funkcjonuje tak, jak to jego ja chce. To jedna z przyczyn powstania nadinterpretacji prostego zaimka osobowego i rozwinięcia błędnej tendencji – spostrzegania siebie jako podmiotu osobnego od otoczenia. Przez wszystkie doświadczenia w tym i dalszym okresie życia rośnie świadomość siebie i wraz z tą zasadniczą własnością rozwoju świadomości (umysłowości) wzrasta świadomość ja –ego. W tym procesie istnieje pewien punkt szczególny, w którym uświadomiony zostaje świat jako przedmiot, a człowiek (podmiot) jako podmiot znajdujący się wobec wyróżnionego przedmiotu. Widać na tym jak z początkowego postrzegania ja jako podświadomego i stopionego ze wszystkim, ta szczególna świadomość siebie – ja staje się coraz wyżej uświadomioną. Tu przez postrzeżenie własnej umysłowości po raz pierwszy pośród przedmiotów, zjawisk, świata, które nie reagują tak, jak należałoby tego oczekiwać po swoim ja (jedności ze wszystkim, stopieniu).

W tym i dalszym okresie życia udział we wzroście ja, ale w formie ego, czyli przerastającej zaimek osobowy, biorą inni ludzie, którzy ukazują się podmiotowi jako jaosobne od niego. Spostrzega on, że inni także nazywają się ja. Szczególny wzrost następuje kiedy podmiot wkracza w okres życia związany z wolą posiadania i gromadzenia „wartości” przedmiotowych, które chcą posiadać także inni ludzie. Wtedy zaimek osobowy ulega stopniowo coraz większemu wzmocnieniu, przeradzając się w egoizm, w ja – ego, które w sobie uznaje wyższość siebie ponad innymi. Tutaj pojawia się już wyraźnie ten niezdrowy, drugi sposób postrzegania własnej podmiotowości, ponieważ owo ja, aby posiadać dominację zaczyna się uciekać do działań nieetycznych – egoistycznych. To postać ja, która nie jest pożyteczna, zarówno dla otoczenia ludzkiego, materialnego jak i dla samego podmiotu egoistycznie akcentującego własną podmiotowość. Przy takim postrzeganiu siebie jako ja – ego dochodzi do tego, że podmiot zaczyna patrzeć na siebie i otoczenie jako to, co wewnętrzne i to, co zewnętrzne. Otoczenie materialne, ludzkie, zwierzęce, roślinne zaczyna traktować przedmiotowo jako środek do zaspokajania i budowania własnego ego z czym wiąże się działalność niszczycielska. Niekorzystna dla samego podmiotu, ponieważ sprawia, że zaczyna on być traktowany z nieufnością i niechęcią z powodu swojej postawy i działalności, zatem postępuje osamotnienie podmiotu. W najlepszym przypadku kiedy znajduje się w środowisku podmiotów postrzegających siebie w podobny sposób reguły współżycia oparte zostają o przedmiotowe traktowanie siebie, robienie interesów ze sobą. To stwarzanie przedmiotowego bufora pomiędzy podmiotami, pozbawionego elementu emocjonalnego, choć jest to sztuczne, bo emocje i tak występują jedynie są tłumione.

Ja – ego postrzega siebie jako najważniejsze, dąży do wywyższenia siebie w całym doświadczanym otoczeniu przez akcentowanie własnej ważności w różny sposób w kontaktach z innymi. To dążenie zmierza do odróżnienia i przewyższenia innych, których postrzega jako niższych względem siebie, zewnętrznych. Ale jednocześnie zachowuje związek z nimi, w nieuświadomiony sposób równocześnie dąży do integracji zdając sobie sprawę (podświadomie), że akcentowanie i wywyższanie własnego jamoże następować w oczach innych ludzi. W samotności jest po nic, a odróżnianie do tego zmierza. Występuje tu tendencja sprzeczna.

W obu przypadkach warto zauważyć pewną prawidłowość ja – ego, bez względu na to jak egoistycznie postrzega siebie zawsze znajduje się w otoczeniu innych i dąży do akceptacji i integracji z innymi. Choć jako egoistyczne integrację chce przeprowadzić na własnych warunkach, chce zdominować sobą otoczenie. Oznacza to, że chce podporządkować i zmienić obiektywne reguły współżycia. Ponieważ każdy człowiek w normalnych warunkach czyli poza zastraszeniem (w różnej postaci jako obawa przed przemocą albo obawa przed utratą możliwości posiadania udziału w czyimś bogactwie) postrzega własną podmiotowość, ja, jako równe każdemu człowiekowi. Wyjątkiem od tej reguły jest jedynie relacja pomiędzy ludźmi spośród, których jeden jest mądry, a drugi nie. Wtedy ten mniej mądry uznaje wyższość mądrego znając jego wiedzę. W takiej sytuacji podporządkowanie dotyczy Prawdy, którą mądry wyraża i za którą uznawany jest za mądrego. Ale ta sytuacja zakłada uznanie reguły równości obu. Mądry jest sobą kiedy uznaje w drugim podmiotową (substancjalną) identyczność i tym samym nie dąży do dominacji nad drugim, ale szanuje go. Za ten obiektywizm zresztą uznany zostaje za mądrego, bo to także wyraz jego wiedzy.

Niemniej, ja – ego dążące do dominacji czyni rzecz sprzeczną, ponieważ jednocześnie chce zdominować sobą otoczenie, wywyższyć się i przekroczyć. A jednocześnie dąży do integracji z nim poprzez to, że jako najwartościowsze może zostać uznane przez otoczenie. Dąży do równości, ponieważ akceptacja jego wartości może zostać uznana dobrowolnie. Zaś dominacja jest dążeniem siłowym, narzucaniem woli. Dlatego do takiej dominacji nie doszło jeszcze w ludzkiej historii ze względu na jej sprzeczność. Siłowe jej przeprowadzenie ostatecznie zawsze zakończyło się zaprzeczeniem wartości tego dominującego ja. Przykłady można mnożyć w postaci różnych dyktatorów, którzy nawet jeśli zdołali zdominować jakąś grupę ludzi, to ostatecznie zaprzeczono ich wartości, czy to w postaci obalenia dyktatury, czy zaprzeczenia pośmiertnego. Czym innym jest jednak dominacja dobrowolna, uznanie kogoś za jednostkę wartościową i wybitną ze względu na wiedzę i działalność, ale taki nie dążył do dominacji własnym ego, przynajmniej w pierwszym rzędzie, ale uznany zostaje za wiedzę i/lub działalność. Podobnie jest w grupach ludzkich o mniejszej skali gdzie nie istnieje możliwość siłowego zdominowania ludzi przez jednostkę, bo znajdują się oni na obszarze działania prawa zabraniającego stosowanie przemocy wobec innych i przymuszania ich. Dlatego jeśli czyjeś ja – ego stara się dominować, to robi to w sposób subtelny albo przynajmniej pozbawiony narzucania woli i siebie siłą, bo inaczej zostaje odtrącone. Tak czy owak dominacja jakiegoś ja – ego prowadzi do zguby owo ja – ego. Jego relacja z otoczeniem jest zawsze konfliktowa, bo postrzega ono istnienie „zewnątrz”, które w istocie nie istnieje. Na pytanie o „zewnątrz” warto odpowiedzieć, bo ono uświadamia, dlaczego w taki sposób nie należy siebie postrzegać. Dlaczego owo ja – ego należy wytracić z wyższych powodów niż tylko niezdrowe stosunki międzyludzkie i społeczne.

Łatwo zauważamy, że wszyscy znajdujemy się w jednym „pojemniku” jakim jest świat. W tym jak i każdym innym pojemniku oddziaływania następujące w jednym miejscu mają wpływ na zmiany następujące w miejscu innym. Oczywiście rozmiar, czyli jednocześnie jakość i ilość tego wpływu ma znaczenie na jego działanie w innym miejscu gdzie jego wynik w jakiś sposób zaistnieje. Rozmiar ten zależy jest też od rozmiaru samego pojemnika. Wrzucenie niewielkiego kamienia do wanny z wodą niesie ze sobą inne zmiany w pozostałych miejscach tej wanny w stosunku do wrzucenia tego samego kamienia do dużego jeziora. Pojemnik jakim jest nasz świat jest stosunkowo duży dla jednostki, niewielkie oddziaływanie łatwo ulega wytłumieniu i pozostaje niezauważone, ale i duże i małe oddziaływania zawsze wzbudzają coś sobą. Od rozmiaru oddziaływania zależy jak silny efekt wzbudzi. Dlatego o ile przeciętny człowiek potrafi wywołać niewielkie działanie, to z historii znamy przypadki gdzie jeden człowiek potrafił wywołać duże, a nawet globalne zmiany, co dotyczy także grupy ludzkiej. Wszystko zależy od energii działania, a jednostka bądź grupa ma się do tego tak, że posiadają pewną energię, którą potrafią wzbudzić różne oddziaływania. Ważne jest rozważanie energii, to czy grupa czy jednostka nią dysponuje jest drugorzędne. Wszyscy znajdujemy się w jednym „pojemniku” – świecie i nasze działania różnie wpływają na innych. Istniejemy razem ze sobą w Jednym. Z tego już względu postrzeganie siebie przez ja – ego jako osobne i traktowanie otoczenia w sposób „zewnętrzny” jest błędem. Każda jednostka w swoim życiu zależy od pozostałych w różny sposób, czy pod względem posiadania z kimś przyjaźni, co wpływa budująco na życie, czy choćby pod względem spożywania chleba, ubierania się, czy mieszkania w domu, który postawił, wyprodukował ktoś inny. Wszyscy istniejemy w świecie współzależności jesteśmy ze sobą powiązani, dlatego „zewnątrz” nie istnieje, jest pozorne.

Drugim powodem jest choćby przedmiotowe traktowanie środowiska naturalnego. Prowadzi do jego degradacji, zaniku flory i fauny, pogorszenia stanu otoczenia wpływającego choćby na samopoczucie tego kto to otoczenie niszczy (nie wspominając pozostałych, których niszczące ego nie bierze pod uwagę). Pogorszenia jakości spożywanej wody, gleby, która rodzi żywność, powietrza, którym oddycha się. Te czynniki także świadczą o tym, że jesteśmy Jednym z całym światem. Kolejnym powodem na błędność postrzegania siebie jako ja – ego jest identyczna substancjalność każdego organizmu żywego, chodzi o umysłowość, każdy bowiem postrzega siebie, że istnieje. Można nawet odsunąć na bok jeszcze niewiarygodną dla wszystkich tezę, że samoświadomość posiada każdy organizm żywy, wystarczy zająć się tylko nami ludźmi. Ale na korzyść tezy o substancjalnej identyczności umysłowej wszystkich organizmów świadczy odnoszenie się każdego organizmu do siebie. Choćby przez odżywianie, dbałość o siebie, co świadczy o tym, że każdy organizm wie, że jest, bo musi to wiedzieć, aby do siebie się odnosić. Wiedza o tym, że się jest świadczy o samoświadomości, świadomości tego, że ma się świadomość. Jednak patrząc już tylko z punktu ludzkiego widzimy, że substancjalnie jesteśmy identyczni, wszyscy jesteśmy obdarzeni umysłowością, sobą, świadomością siebie. Umysłowość każdego jest samoświadoma, bo sama wobec siebie postrzega własne istnienie. O identyczności świadczy to, że potrafimy w ogóle znaleźć wspólny język, potrafimy komunikować się ze sobą, wyrażamy podobne potrzeby, dbałość o siebie. Różnice, które pomiędzy sobą spostrzegamy wynikają z poglądu wyrastającego na tej zasadniczej podstawie jaką jesteśmy, czyli na naszej samoświadomości. Wszyscy mamy potrzebę poznania i dawania Prawdy, obiektywnie. Zmienia się to jedynie przy subiektywnych interpretacjach życia, czyli wtedy kiedy ktoś postrzega siebie jako właśnie owo ja – ego. Kiedy dla własnej korzyści potrafi oszukać, odebrać innemu to, do czego ma on obiektywne prawo. Zatem wynika z przekroczenia wspólnego wszystkim prawa obiektywizmu. Każdy również ma wrażliwość i potrzebę Miłości, nawet jeśli ukrywa swoje dobre uczucia i ich nie pokazuje lub jeśli jakieś doświadczenia życiowe sprawiły, że wyraża uczucie niechęci, to także ma uczucia, jedynie zbuntowane wobec innych. On jako ja – ego nie uznaje obiektywizmu w pewnym obszarze i zbuntował się, ale uczucia mamy wszyscy. Co najwyższej żyjemy „wewnętrznie” w jakiejś niezgodzie, nieporozumienie panuje w relacji pomiędzy rozumem, a emocjami. Kiedy rozum nie akceptuje swojego miękkiego dopełnienia – emocji albo emocje nie godzą się na stanowczość swojego uzupełnienia – rozumu. Jednak niezależnie od stanu tej relacji identyczność wszystkich – samoświadomości, która bazuje na współgraniu emocji i rozumu, znowu świadczy o pierwotnej Jedności wszystkich ze wszystkimi, przełamywanej jedynie przez subiektywizm, to nadinterpretowanie zaimka osobowego i przekształcanie go w ego.

Interpretacja własnego samopostrzeżenia, tego ja i przekształcanie go w dominujące ego nie funkcjonuje również dlatego, ponieważ owo ja – ego nie może zrealizować się trwale i uwiecznić, samo nie jest w stanie stworzyć sobie bytu. Ja jest zależne od tego, co istnieje, od wszystkiego i wszystkich, a zatem przede wszystkim od Bytu najwyższego, Świadomości stwarzającego Wszystko. Ta ścisła zależność od Boga jest znacznie większa. Bóg jest realizacją Prawdy i Miłości. Posiada Prawdę, jest w zgodzie z Prawdą, dlatego posiada równowagę i harmonię ze sobą i wszystkim, co istnieje, co stwarza. Dlatego w tej zgodzie to, co stwarza jest Nim, On jest zintegrowany ze Wszystkim, Wszystko to Bóg. Taką naturę, Prawdy i Miłości posiada każdy człowiek, każdy bowiem chce żyć w Prawdzie, znać ją i posiadać, bo taka podstawa życia daje pewność, spokój, zrozumienie, jest oczywista i na bazie Prawdy wszystko jest „ok.” Taka podstawa pozwala na to, aby „nie szarpać się” z życiem, bo wszelki konflikt wynika z braku prawdziwości gdzieś, braku zdrowych, prawdziwych reguł współżycia. Posiadanie Prawdy pozwala więc na Miłość wynikającą z dobrego rozumienia siebie i otoczenia, bo kiedy wszystko jest jasne i zrozumiałe, to wrażliwość łatwo wyraża się, czujemy się swobodnie i nie musimy wrażliwości ukrywać. Taka jest natura ludzka, każdy człowiek zmierza do realizacji Prawdy i Miłości wpierw chcąc poznać to, jaka jest Prawda i Miłość, aby móc uzyskaną wiedzę realnie odtworzyć w doświadczeniu, wprowadzić w życie. Tej natury człowiek przeważnie nie jest świadomy w sposób oczywisty, co wyraża przez postrzeganie Prawdy i Miłości w „wartościach” materialnych czy właśnie w ja – ego, które z pozoru wydaje się być wartością dla danego podmiotu. Ale to wartość subiektywna, co wychodzi na jaw w kontakcie z otoczeniem, które domaga się równowagi pomiędzy tym podmiotem, a sobą, zatem braku dominacji owego egoistycznego ja.

Ludzkie ja nie może dążyć do wyższości nad Ja Boskim ze wszystkich powodów powyższych, ponieważ nie jest obiektywnym nośnikiem Bytu tak jak Boskie, ale jest uczestnikiem tego Bytu znajdującym się w sieci zależności jakim jest Byt. Jednocześnie owo ja – ego nie jest nośnikiem absolutnej wiedzy jaką posiada Świadomość, ale myli się o czym samodzielnie przekonuje się poprzez nie – działanie, dysfunkcję, czy konflikty, które podnosi. Podnoszenie akcentu, ja do ego jest przekraczaniem obiektywizmu, uznawaniem, iż własny subiektywizm jest ważniejszy, choć obiektywnie nie jest. Bóg, Prawda i Miłość, dlatego właśnie jest wyższy, że niesie całe Istnienie, kiedy jednostka tego nie potrafi. Dążenie do ja – ego jest buntem (choć najczęściej łagodną postacią) wobec obiektywizmu i nie chodzi tu o bunt, który krzywdzi Boga. On nie jest zależny od jednostki i w swojej Wszechwiedzy i Wszechmocy nie jest szczególnie dotykany przez ten bunt. Owy bunt dotyka tą jednostkę, która separuje się swoim egoizmem od życia, od zgody z sobą, własną naturą chcącą żyć we wspólnocie w oparciu o Prawdę i Miłość, czyli z tym, co spotyka wobec siebie. Nadto, wyklucza, tym akcentem na ja czyniącym ego, zgodę z sobą „wewnętrznie”, w ten sposób, że kłóci się ze swoim pragnieniem Prawdy i Miłości w sobie. Odrzuca między innymi Prawdę jako wspólnotę i Miłość z innymi, wspólnotą. Już w sobie tworzy sytuację konfliktową, nie zgadza się z obiektywizmem we własnym myśleniu, którą to niezgodę uwidacznia w sobie i wobec innych w doświadczeniu przez egoizm. To też jest podstawą niezgody emocji i rozumu w człowieku, w każdym człowieku, bo każdy jest człowiekiem dlatego, bo na ileś podnosi akcent zaimka i przekształca go w ego.

Ponadto, życie każdego wywołane zostało przez Boga, przez rozbudzenie świadomości w każdym z nas na widok realności idealizmu jakim jest Bóg. Każdy w wyniku tego rozbudzenia zapragnął poznać Prawdę i Miłość, dlatego trafił do życia na ziemi. Po to, aby przez doświadczenia móc poznawać swoją naturę i aby móc ją zrealizować osiągając najwyższy stan we wspólnym Ja, którym jest Bóg. Podnoszenie akcentu na ego jest sprzeciwem wobec siebie, wobec tej swojej pierwotnej decyzji dotyczącej Szczęśliwego życia. Ja – ego nie może być Szczęśliwe, bo Szczęście to stan, który widzimy wzajem w sobie. To stan wspólny, ponieważ w samotności nie istnieje norma Szczęścia, odniesienie do drugiego człowieka, który mówi wzrokiem lub słowem, że jest Szczęśliwy z nami, potwierdzając tym samym, że w nas spostrzegł Szczęście, które uznał za własne. Tak powstaje ta norma, ma podstawę we wspólności.

Istnieje ogrom powodów mówiących, dlaczego przekształcenie prostego okrzyku „ja(jestem)”, tego zaimka w „samodzielny” byt ja – ego jest błędem. Jednym z nich, kolejnym jest tak zwany „grzech pierworodny”, nazwa dość nietrafiona, ale znana. W tym „grzechu” chodzi właśnie o sprzeciw wobec własnej natury, której dojrzały wyraz to Bóg. Chodzi w tym wydarzeniu o to, że człowiek, w okresie kiedy Bóg wzbudził w nim świadomość, życie, otwierając drogę do rozwoju, spostrzegł swoją rozbudzoną świadomością swój zaimek ja i pozwolił się przez niego ponieść. Tym samym przeniósł akcent ważności z Ja Boga, który doprowadził do przebudzenia tej świadomości, na własne ja i uznał wyższość siebie. Tym w istocie jest „grzech pierworodny”, który jest zwykłym błędem wynikającym z niedojrzałości. To nie jest grzech sugerujący związek z karą za grzech. Ową karą, oczywiście nazwa ta jest nieodpowiednia, jest nasze życie tu i teraz, w którym mamy poznać własną naturę. Wspólną nam obiektywność Prawdy i Miłości, aby poznając wspólną naturę, obiektywizm pozbawić się ja – ego i uczynić Jedną Świadomością. To następuje przez Wyzwolenie będące rezultatem poznawczym, rezultatem poznawania życia i akceptowania Prawdy i Miłości jakie w nim znajdujemy. To stan zaakceptowania własnej natury po tym, jak zostaje ona poznana we wszystkich doświadczeniach, czyli poznana w ogóle i uzyskuje się zdolność jej poznawania zawsze. Najprościej ujmując chodzi o to, że pozbawiając się ja – ego w istocie tracimy nic, a zyskujemy wiedzę o Bycie i Byciu. Ponieważ poprzez pozbawianie się „zawsze najważniejszej i niepodważalnej opinii ja – ego” otwieramy się na wiedzę, którą niesie doświadczenie i poznajemy obiektywizm, wraz z jego akceptacją pozbawioną konfliktu. Wtedy ja – ego nie otwiera pierwsze buzi, a pozwala przemawiać doświadczeniu. Kiedy jest na odwrót, czyli kiedy człowiek uznaje nadrzędne panowanie ja – ego, to pozbawia się obiektywizmu, wspólnoty, Prawdziwości, Miłości i Szczęścia, i uzyskuje nic. W całym zagadnieniu i całym postrzeganiu relacji Bóg – człowiek, chodzi o to, że Bóg to My, to nie jest Byt „zewnętrzny” wobec człowieka, ale to nasza Natura w stanie samorealizacji. Jest On właśnie tym, co chcemy, ale nieporozumienie jakim jest ja – ego i późniejsze, ludzkie na tle religijnym, obyczajowym, a najszerzej światopoglądowym sprawiają, że uznajemy, iż jesteśmy zależni od Boga z przymusu, że musimy Mu poddać się, a to nie jest Prawdą. Prawdą jest, że to My wszyscy chcemy być Bóg i Tym stajemy się dzięki samopoznaniu w trakcie, którego pozbywamy się ja – ego i wtapiamy w Powszechność My mówiącą jednym głosem „Ja Pan.” Taki jest kres tej ziemskiej wędrówki.